- Mam wrażenie, że w polskim kinie nie udałoby mi się przetrwać. Moja filmowa katastrofa była dla mnie szokiem. Odpokutowałem to doświadczenie ciężkim dwuletnim kryzysem. Był to jednak kryzys błogosławiony. Zabójstwo narcyza - mówi Krystian Lupa o swojej niedoszłej karierze filmowca.
Łukasz Maciejewski: Po wejściu do twojego pokoju, natychmiast rzuca się w oczy obraz Brigitte Bardot. Krystian Lupa: To dzieło Zbysława Marka Maciejewskiego, twojego wuja. Na drugim roku studiów w Akademii Sztuk Pięknych wymyśliliśmy ze Zbyszkiem, że obaj namalujemy portrety BB. - Dlaczego BB? - Miałem fioła na jej punkcie. Mój szkolny przyjaciel, Eryk R, kochał się w Bardot. Była dla niego obiektem tajemnych inicjacji, szaleńczych erotycznych fantazji. Zaraził mnie tym i kiedy on już dawno o niej zapomniał i zajął się konkretniejszymi, bardziej osiągalnymi tematami, ja pozostałem wierny... Nawet jeszcze dziś coś z tego zostało. W moim afekcie było mniej seksu, więcej... metafizyki (śmiech). - Bardot jako gejowska diva? - Gwiazda... to istota, o której stale marzysz, ale cel i natura tego marzenia są nieuchwytne... jakaś bliskość, ale nierealna, w której ty też się przeistaczasz... Poza tym wtedy nie wiedziałem jeszcze, że jestem... będę... ge