Sztuka Bertolta Brechta o Galileuszu nie może służyć jako pomoc szkolna na lekcjach astronomii czy laickiej etyki. Wykłada prawdę, którą człowiek czy młodzieniec XX wieku traktuje tak naturalnie jak powietrze czy życie samo: ziemia jest drobiną wszechświata i cząstką układu słonecznego, jest jednym z nieskończonej możliwości światów. Ale sztuka Brechta i jej bohater biją się o tą prawdę z całą powagą, namaszczeniem i zaciekłością. Obawiam się, że ta powaga i ta zaciekłość mogłyby w młodocianym widzu rozbudzić niejasne zwątpienia. W końcu to, co jest oczywistością nie wymaga pasji; tej samej dziś, co w czasach Galileusza, gdy oczywistością jeszcze nie było. Nie wymaga tej samej siły dowodzenia, wcale nie wymaga dowodu. A Brecht przynajmniej w połowie swojej sztuki daje wyłącznie dowody prawidłowego rozeznania w astronomii. Z trzynastu obrazów co najmniej kilka skonstruowanych jest według reguł wzorowego wy
Tytuł oryginalny
Globus Galileusza
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Literackie nr 18