Ginczanka zaczyna zajmować nareszcie właściwe miejsce w polskim imaginarium - tak literaturoznawczyni Agata Araszkiewicz komentuje coraz więcej przedsięwzięć związanych z tą poetką. Najnowsze z nich to premiera krakowskiego Teatru Łaźnia Nowa - monodram "Ginczanka. Przepis na prostotę życia".
"Nazywano ją Gwiazdą Syjonu, a wspomnienia, które o niej przetrwały, głoszą urodę jej ciała, wspominając niewiele o jej tekstach" - pisała o Ginczance Maria Janion. Obdarzoną niezwykłą urodą poetkę porównywano do Sulamitki, oblubienicy z "Pieśni nad pieśniami", opiewano jej "sarnie oczy" - każde innego koloru. Tuwim, dzwoniąc, przedstawiał się: "Tu jeden ze starców". Jej wiersze, zwłaszcza te, w których pisała o kobiecej seksualności, nawet znajomi z kręgów literackich odbierali jako prowokacyjne. Agata Araszkiewicz, badaczka twórczości Ginczanki, uważa, że mężczyźni literaci widzieli w niej trofeum - zjawiskową kobietę, a nie zjawiskową twórczynię. "Na nic głoszone przez poetkę zrównanie >namiętności i mądrości<, pragnienie uwolnienia się od kliszy >pięknej Żydówki<. Zapisy tego osaczenia są obecne w jej wierszach. Ich radykalność jest odpowiedzią na orientalizujące pseudonimy Ginczanki: >Sulamit<, >żydowska gazela<, +kaskada p