Ciołek, osioł, kiep, gamoń, głąb, dureń i głupek. Poczciwy piekarz Gimpel ufał, że współmieszkańcy Frampofa obdarzyli go tylko tymi siedmioma imionami. Wierzył do końca w dobro i sprawiedliwość. Doczekał się jej za grobem: pół wieku temu opowiadanie o nim napisał Isaac Bashevis Singer, a teraz, na scenie, zagrał go Jerzy Święch. Opowiadanie Singera to monolog tytułowej postaci. W obliczu stojącej za drzwiami śmierci Gimpel przypomina sobie całe życie. Za upokorzenia i cierpienia, których doznał, nie obwinia nikogo. Nie myśli nawet że zachowywałby się inaczej, gdyby wszystko jeszcze raz miało się zdarzyć. No bo jak mógł kiedyś nie uwierzyć; że jest koniec świata i jego rodzice powstali z grobu, skoro wszyscy mu to wmawiali, że w Turobinie spadł księżyc, że na niebie odbywa się targ, a nad dachem przeleciała krowa i zniosła mosiężne jaja... Najważniejszą osobą w życiu i w opowieści nieszczęśnika była Elke - lad
Tytuł oryginalny
Gimpel idzie do nieba
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta w Krakowie nr 229