"Pan Jowialski" w reż. Anny Polony i Józefa Opalskiego z Teatru Polonia w Warszawie, gościnnie w Operze Krakowskiej. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
Marian Opania jako pan Jowialski klepie, wyobraźcie sobie, "z liścia" klepie po tyłku Annę Polony grającą panią Jowialską. Na scenie, oczywiście. Na scenie i nie w przerwie próby do "Pana Jowialskiego" Aleksandra Fredry, czyli nie sekretnie, nie prywatnie, nie dla żartu. Nie. Przy pełnej widowni klepie tak po prostu, jak Pan Bóg przykazał, jak ongiś kobiety swoje starzy Polacy hołubili w towarzystwie, a świat się na dźwięk czułych tych klasków-mlasków, tłumionych wytwornymi sukniami, nie oburzał, nie trzebił swej fryzury i nie protestował, albowiem feminizmu jeszcze nie było - do pojawienia się Kazimiery Szczuki Ziemianie mieli jeszcze dużo, bardzo dużo, ogrom miesięcy ulgi, wypełnionych normalnością. Klepie więc Opania, w wyreżyserowanym przez Józefa Opalskiego i Polony właśnie, "z liścia" traktuje, jak by rzekł Sławomir Mrożek, regiony strategiczne Polony - ale to samo w sobie nie jest istotne. Jak i to, że czuły gest starych Polaków