Wspólny występ filmowego gwiazdora i słynnej orkiestry mógł zdarzyć się tylko na tym festiwalu. A Gerard Depardieu stał się ulubieńcem mediów, śledzących każdy jego krok w Salzburgu - pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.
Na estradzie w ciemności zasiedli Wiedeńscy Filharmonicy oddzieleni od publiczności fioletową, tiulową zasłoną. Na proscenium punktowe światło wyznaczyło miejsce dla niego. On, lekko przygarbiony, wszedł ciężkim krokiem i powoli ważąc słowa rozpoczął swój monolog. Zwalisty, dobiegający sześćdziesiątki Gerard Depardieu nie jest typem romantycznego bohatera. estradzie "Lelio" Hectora Berlioza to typowy utwór tamtej epoki, tekst napisał sam kompozytor, słowu przeznaczając rolę decydującą, muzyka - poza częścią finałową - jedynie go dopełnia. I oto zwierzenia samotnego twórcy po przejściach w interpretacji Depardieu nabrały wiarygodności. Pozbawił je poetyckiego patosu, wyciszonym głosem obnażał duszę artysty targaną rozterkami, przez prawie godzinę utrzymując publiczność w napięciu. W tle byli Wiedeńscy Filharmonicy, dyrygent Riccardo Muti oraz dwóch śpiewaków: Michael Schade i Ludovic Tézier, tworzący odpowiedni klimat dla akto