MAGDALENA ZAWADZKA w rozmowie z Wacławem Krupińskim, opowiada w Dzienniku Polskim o Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, jej poezji, spektaklu "Lilka" i Krakowie Gustawa Holoubka.
Czy Maria Pawlikowska-Jasnorzewska to Pani ulubiona poetka? - Tak, zaczytywałam się nią jako młoda dziewczyna i czytam nadal. Zaproszona teraz do Salonu Poezji w Londynie postanowiłam przedstawić właśnie wiersze Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. I to nawet nie z tego powodu, że ostatni, najtragiczniejszy okres życia spędziła w Anglii, ale dlatego, że uważam, iż jej poezja jest ponadczasowa. I znakomicie odzwierciedla stany duchowe kobiet. Ma Pani ulubione tomiki, wiersze? - Podoba mi się chociażby wiersz "Lunatyk", pełen czaru. Także "Pocałunki"... Wiele jest takich, trudno mi wymienić raptem kilka. A te mniej znane, które też znalazły się w spektaklu, pisane w ostatnich latach przez ciężko chorą, świadomą odchodzenia kobietę? - Te wiersze są wstrząsające. Była to osoba wyjątkowa, wielka osobowość, która przerosła tamtą epokę przynajmniej o 100 lat. To kobieta niebywale współczesna. I bardzo mi bliska. Mnie obecnej. Ta liryka to także