"Geniusz w golfie" w reż. Weroniki Szczawińskiej w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Aleksandra Sowa w serwisie Teatr dla Was.
Ktoś kiedyś mądrze powiedział, że nie ma sztuki bez ojcobójstwa. I nie można się z tym nie zgodzić. Balast przeszłości nie może przysłaniać nam nowych środków i możliwości, a nawet największe arcydzieło nie powinno zawstydzać i zniechęcać do dalszej pracy i ponownego przedefiniowania i interpretacji tekstu czy innej materii, będącej kanwą dzieła. Każde czasy zresztą rządzą się swoimi prawami, a zupełne zatrzymanie się w przeszłości nie jest ani możliwe, ani właściwe, ani interesujące wobec tego, co tu i teraz. Mimo to warto pamiętać skąd przychodzimy i dzięki czemu istniejemy. Ojcobójstwo pojmowane jako wyzwolenie - tak. Ale jako głupie plucie i rzucanie nożami na oślep - nie. Niestety, Szczawińska i Jakimiak poszły tą drugą drogą. "Geniusz w golfie" jest spektaklem tak złym, tak durnym i grafomańskim bajdurzeniem i takim banałem, jeśli chodzi o strategię i wnioski, że nawet nie jest godzien tego, żeby się o nim jakoś spe