- Moją największą traumą w ciągu tych 25 lat jest śmierć Susan Gandolf, aktorki, która zginęła nad Maltą podczas spektaklu otwierającego festiwal w 2002 roku. I ciągle się zastanawiam: "Ty zawaliłeś czy twoi ludzie, czy to był wypadek, co to było?!". Po miesiącu sprawę umorzono, nie doszukano się niczyjej winy, orzeczono, że to był wypadek, poszła lina... I teraz, kiedy tutaj masz takie groźby, kiedy arcybiskup nawołuje do masowych ataków [dotyczących pokazu spektaklu "Golgota Picnic"], to weź na siebie tę odpowiedzialność! Ja wziąłem. Przy całej świadomości, że może być bagno. I było, i jest - mówi Michał Merczyński, dyrektor Malta Festival Poznań.
Z Michałem Merczyńskim, dyrektorem Malta Festival Poznań, rozmawia Danuta Bartkowiak. Festiwal rozpoczyna się 8 czerwca. Po 25 latach festiwal Malta to jeszcze dla Ciebie przygoda czy już rutyna? - Na pewno nie rutyna, to zawsze jest przygoda. I nie mówię tego dlatego, że to dobrze brzmi. Najważniejsze jest to, że w festiwalu wszystko się zmienia. Powtarzam to od kilku lat: niezmienne w Malcie jest tylko jedno - że ona co jakiś czas się zmienia. I uważasz, że to dobrze, mimo wielu krytycznych głosów i tęsknoty za wielkim widowiskiem, którym była na początku? - Oczywiście, to nieuniknione. Malta nie może realizować wyobrażeń kogokolwiek albo pełnić funkcji sentymentalnej. Mam na myśli mit, który krąży po Poznaniu, że "kiedyś wszyscy chodzili na Maltę, a dzisiaj nie chodzą, bo nic się tam nie dzieje". To nieprawda. W ostatnich latach, kiedy w ramach festiwalu organizowaliśmy wielkie widowiska nad Maltą, publiczności było znacznie mnie