- Nie chciałbym wyjść na zrzędzącego starucha, ale sporo w życiu już widziałem i na przykład temat gender nie jest dla mnie zwiastowaniem Ducha Świętego - mówi TADEUSZ SŁOBODZIANEK, który dwa lata temu objął stanowisko dyrektora trzech warszawskich scen teatralnych (kiedyś trzech teatrów) - im. Holoubka, Na Woli i Sceny Przodownik. Środowisko teatralne do tej pory nie może mu wybaczyć decyzji, nazywając Dramatyczny Sloboplexem.
Mijają prawie dwa lata, od kiedy pan rządzi... - Nie nazwałbym tego rządzeniem, teatr to nie podwórko z gromadą indyków. Staram się rozsądnie organizować pracę wielu osób o różnym fachu. Robimy przecież kilkanaście projektów równocześnie, dlatego w południe rozmawiam o tłumaczeniu nowej sztuki, a wieczorem robimy w zespole burzę mózgów na temat plakatu i rozmawiamy o festiwalowym spocie, który za chwilę będzie wyświetlany w mieście. Po wywiadzie z panią idę spotkać się z Teatrem Studio i pogadać o zagospodarowaniu placu Defilad. Dużo się dzieje - to dopinguje mnie i mój zespół do działania. Pierwszy sezon był pełen krytyki wobec pana działań. - Krytyki? To było przecież sztuczne budowanie aury skandalu wokół Dramatycznego, które nie znalazło żadnego uzasadnienia w faktach. Nagle artyści pracujący tu - w oczach niektórych piszących - tracili talent. Czym innym jest jednak krytyka - znam ten fach dość dobrze, wiem, jak si�