Lupa to nie był. Był Bubień - o "Braciach K." w reż. Andrzeja Bubienia w Teatrze Miejskim w Gdyni pisze Anna Bielecka z Nowej siły krytycznej.
Teatr Miejski w Gdyni lubi kusić widza bliskością repertuaru. Każdy spektakl, który wyprodukują, jest ponadczasowy i widz ma szansę odnaleźć w nim cząstkę siebie. Ładnie brzmiący slogan reklamowy nie zawsze się sprawdza, ale jest na tyle chwytliwy, by tą cenzurką opatentować każde przedstawienie. "Braci K." także. Już w progu teatru wita mnie lawina ulotek z dumnie wytłuszczoną sekwencją, że będzie to "ponadczasowa historia o każdym z nas". Czytam ze zgrozą i już wiem, że nie zobaczę tam ani grama siebie. I jak się łatwo domyśleć, nie zobaczyłam. Zobaczyłam za to dobry, wartościowy spektakl. Nie czas i miejsce ku temu, by rozprawiać nad kłopotami inscenizatorów, którzy biorą na warsztat prozę. Nie ma żadnych wątpliwości, że tekst epicki musi zostać poddany redukcji, bo przełożyć go na scenę w całości niepodobna. A jeśli to jest proza rosyjskiego giganta Fiodora Dostojewskiego, cięcia muszą być rzeczywiście spore. Kwestia tylk