Nowoczesny teatr ma być laboratorium, w którym lewicowi, oświeceni artyści wespół z krytykami uświadamiają i emancypują zacofaną, pełną zbiorowych tabu, wyparć oraz mieszczańskich zahamowań, publikę - pisze Jakub Moroz w Rzeczpospolitej.
Niemal równo przed rokiem pod auspicjami fundacji Obserwatorium i Instytutu Teatralnego wydano raport analizujący postawy warszawskiej publiczności teatralnej. Przeprowadzono odpowiednie badania statystycznie, podsumowano wyniki, te zaś opatrzono obszernymi komentarzami teatrologów, kulturoznawców i socjologów. Z materiału wynikało, że przeważająca część widzów stołecznych scen A.D. 2012 to grupa zadziwiająco przypadkowa i posiadająca równie przypadkowe gusty. Ludzie chodzą do teatru "na znane nazwiska", mieszają ze sobą rejestry kulturowe, raz wybierając repertuar artystyczny i eksperymentalny, a innym razem rozrywkowy i zachowawczy, nie czują się prawdziwymi uczestnikami życia teatralnego, a jedynie konsumentami nowych, zaskakujących wrażeń z pogranicza sztuki i rozrywki. Zwłaszcza to ostatnie wzbudzić musiało irytację środowiska, które w bliskim sąsiedztwie czasowym od ukazania się raportu wywiesiło na sztandarach hasło: "Teatr nie jest produ