Znane motywy przybrały znany kształt, przez co spektakl stał się jedynie seansem klisz i kalek - o "Czarnoksiężniku z krainy Oz" w reż. Jarosława Kiliana w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie pisze Dagmara Łuba z Nowej Siły Krytycznej.
Idąc na przedstawienie "Czarnoksiężnika z krainy Oz" w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie liczyłam na magię i czary. Wyobrażałam sobie, jak pięknie można dziś pokazać w teatrze fantastyczny świat cudownej, ale tajemniczej i niebezpiecznej krainy Oz, w której niezwykłe stworzenia zmagają się ze Złymi Czarownicami ze Wschodu i Zachodu, a blask Szmaragdowego Grodu domaga się włożenia zielonych okularów. Zielone okulary były, zabrakło jednak choć odrobiny tej magii, na którą czekałam. Historia wcale nie jest prosta, jest za to bardzo stara i wysłużona - od pierwszego wydania powieści L. Franka Bauma minęło już ponad sto lat, w czasie których światło dzienne ujrzało wiele ekranizacji i adaptacji, które zdołały skutecznie utrwalić wyobrażenie o Dorotce i jej przyjaciołach, przechowywane w naszej kulturowej pamięci po dziś dzień. Portrety postaci zostały przez Kiliana naszkicowane na podstawie znanych widzowi obrazów filmowych -zaró