Czy można by dzisiaj przerazić widzów słowami z "Biesów"? Wątpię! Teatr udaje, że sam jest na takim poziomie głębi, iż nie musi nic więcej widzowi objaśniać. A moje pokolenie było zawsze przygotowane na to, żeby się z widzem porozumieć, żeby on był cały czas tak doinformowany, jak my jesteśmy doinformowani na poszczególnych etapach tworzenia spektaklu - mówi Jerzy Stuhr, przy okazji jubileuszu 40-lecia "Biesów" w Starym Teatrze
Kilka dni temu odbyła się w Starym Teatrze niebywała uroczystość:jubileusz 40-lecia premiery "Biesów" Dostojewskiego w reżyserii Wajdy, arcydzieła, które rozsławiło na świecie Andrzeja Wajdę, aktorów i sam Stary Teatr. Nie pytam Pana ani o Dostojewskiego, ani o aktualność zła. Ale wiem, że nie mógłby Pan zapomnieć swoich 10 lat odtwarzania jednej z najważniejszych tam postaci, Piotra Wierchowieńskiego! Kusiciela wszech czasów, którą to rolę przejął Pan po Wojtku Pszoniaku, gdy ten - po 2 latach genialnego grania - przeniósł się do Warszawy. Czy dziś byłaby możliwość stworzenia jeszcze raz takich "Biesów"? Proszę nie drażnić mojej wyobraźni! Dzisiaj teatr jest inny, daleko odszedł od prawdziwego, wielkiego widowiska z czasów Swinarskiego, Wajdy i Jarockiego... Tamte "Biesy" pozostały "w środku", bo kiedyś nas ukształtowały, dały szansę współtworzenia tego niebywałego teatru. Zobaczenia jego wielkiej siły. Nie mogłem w tym spotk