Bruzdy chłopskiej gleby są jak szare wory. Jeden pęka i rodzi się z niego anioł: przeraźliwie chuda, bosa dziewczyna z przetrąconym skrzydłem. To jeden z patentów Wojciecha Kościelniaka, pierwszego w Polsce specjalisty od musicalowych adaptacji wielkich powieści; wprowadzić do akcji postać z zewnątrz, zmienić widzom punkt odniesienia. A drugie hasło firmowe inscenizatora to: nie sentymentalizować. Odpoczciwiać oswojony tytuł. Kościelniakowi "Chłopi" są brutalni, cieleśni, dosadni, obrazy z życia Reymontowskiej wsi (z wynędzniałym aniołem w tle) nie mają w sobie nic z poczciwej sielanki, tańce - kapitalnie ustawione przez Ewelinę Adamską-Porczyk - są przeciwieństwem wymuskanych makatek zespołu Mazowsze. Jest w nich agresja, walka o dominację, potęgowanie i rozładowywanie emocji. Widowisko kipi energią w świetnych scenach zbiorowych, muzyka Piotra Dziubka to wściekły rytm, prosta melodyka, refrenowe frazy. Może więc gdyńskiej młodzieży - tej
Tytuł oryginalny
Gdzie te chłopy?
Źródło:
Materiał nadesłany
Zwierciadło nr 11