W związku ze spektaklem "Trollgatan. Ulica Trolli" usiłuję przypomnieć sobie swoją pierwszą i jak dotąd jedyną wizytę w Szwecji. Jak przez mgłę widzę ulice, budynki, pola i urokliwe wodne akweny - pisze dramaturg Mariusz Babicki na blogu Teatru Współczesnego w Szczecinie.
Było to dosyć dawno. Nie pamiętam szczegółów. Przypominaniu towarzyszy jedno stałe odczucie. Nie wiem jak najtrafniej je nazwać. Chyba "sterylność". Przeszukuję obrazy przeszłości i nie potrafię przywołać sobie zaśmieconych terenów, na murach nie dostrzegam żadnego graffiti, wszystkie ławki wyglądają dokładnie na takie, jakie je ktoś postawił. Nie ma żadnego napisu: "tu byłem, Lars" czy "j...ć A.I.K Sztokholm". Owa sterylność potęguje wrażenie obcości. Mijając ludzi czy też mając jakikolwiek kontakt z miejscową ludnością czułem surową życzliwość. Uśmiech, ale jednak też dystans. Dystans dominował nad uśmiechem, zdecydowanie. Duża wyrozumiałość dla rozmaitych nietaktów grupy młodych przybyszów z Gdańska, ale też mimowolny chłód wytwarzany w ciałach elegancko, zazwyczaj, ubranych Szwedów. Niby wszystko było w porządku, ba!, dużo bardziej niż w porządku, ale mimo to czułem jakiś podskórny niepokój. A gdybym wychow