Lekka, romantyczna komedia jest odskocznią od ambitnego, odważnego repertuaru, który ostatnio z powodzeniem króluje na deskach - o spektaklu "Mężczyzna wart zachodu" w reż. Piotra Szczerskiego pisze Agata Kulik z Nowej Siły Krytycznej.
"Mężczyzna wart zachodu", dramat angielskiej pisarki Rosemary Friedman przeniesiony na scenę przez Piotra Szczerskiego, to najnowsza propozycja w kieleckim Teatrze im. Stefana Żeromskiego. Lekka, romantyczna komedia jest odskocznią od ambitnego, odważnego repertuaru, który ostatnio z powodzeniem króluje na deskach tego teatru. Dyrektor Szczerski, po dłuższej reżyserskiej przerwie, zabiera widza w świat humoru i miłosnych perypetii. Akcja przedstawienia rozgrywa się w typowym mieszczańskim salonie. Scenografia i kostiumy Łukasza Błażejewskiego, z pozoru klasyczne i komponujące się z angielskim charakterem sztuki, pod koniec spektaklu zaskakują publiczność - stylowy living room nagle zostaje przekształcony w nowoczesny sklep w Krainie Kwitnącej Wiśni. Fabuła przedstawienia znakomicie odzwierciedla maksymę: "Co za dużo to niezdrowo". Starszy pan, sędzia Christopher Osgood (Mirosław Bieliński), po stracie żony przechodzi okres żałoby, graniczący ze sta