Trzeba wstać, iść do domu i włączyć telewizor. Bo podobno nie ma nic w umyśle, czego nie byłoby na ekranie - o "Kopciuchu" w reż. Krzysztofa Rościszewskiego w Teatrze im. Jaracza w Olsztynie pisze Ada Romanowska z Nowej Siły Krytycznej.
Media rządzą światem? Nie tyle światem, ile człowiekiem. Ten zdolny jest zrobić dla czwartej władzy wszystko. Media są dziś więc bandyckie, niemoralne, bezprawne. Za pozwoleniem. Nie inaczej jest u Janusza Głowackiego w "Kopciuchu". Nie inaczej jest u Krzysztofa Rościszewskiego, reżysera olsztyńskiej wersji sztuki. Historia rozgrywa się w zakładzie poprawczym dla dziewcząt - jednak ta placówka to nic innego jak metafora społeczeństwa. I w ten hermetyczny, schizofreniczny wręcz świat wkracza kamera - pojawia się znany reżyser, który chce przemycić zwyczaje panujące za kratami. Dziewczyny akurat wystawiają "Kopciuszka", więc jest okazja, by zrobić film o ich artystycznych zapędach. Bo jak zepsute dziewczyny mogą bawić się w teatr? Ale kamera nie tyle podgląda i rejestruje, ile kreuje rzeczywistość pod siebie. Znany reżyser stawia dziewczyny pod murem, zadaje im krępujące pytania. Dlaczego? Bo liczy się sensacja. Film nie tyle ma wzruszać, ile