Spodziewaliśmy się wydarzenia. Na premierą "Miazgi" w Teatrze Polskim, jak za najlepszych lat tej sceny, zjechali się krytycy i ludzie teatru z całego kraju, stawili się konkurenci i przyjaciele Kazimierza Brauna, dla którego miał to być szczególny reżyserski benefis po kilkuletniej nieobecności w kraju. Braun przybył w aureoli męczennika, gdyż w 1984 roku władze nagle i brutalnie pozbawiły go - ku powszechnemu oburzeniu środowiska - dyrekcji Teatru Współczesnego we Wrocławiu. Przybył też jako człowiek sukcesu, gdyż został w Ameryce profesorem uniwersytetu i z powodzeniem tam reżyseruje. Tak to jednak - nie tylko w teatrze - bywa, że wielkie nadzieje kończą się dotkliwym rozczarowaniem. "Miazga" na scenie okazała się przedstawieniem płaskim, jednowymiarowym, artystycznie chybionym. Ma ona - owszem - przemyślaną i złożoną konstrukcję, na którą składa się mnóstwo trybików, wszystkie działają bez zacięć, jak w komputerze. Widać, że
Źródło:
Materiał nadesłany
"Gazeta Robotnicza" nr 15