Twórczość operowa Krzysztofa Pendereckiego kojarzy się z kobietami. Nie zapomnę kreacji Ewy Werki w "Czarnej masce", nie zapomnę Wity Nikołajenko jako Ubicy w krakowskim "Królu Ubu" i nie zapomnę Wity również jako Matki Joanny w "Diabłach z Loudun". Przez Witę również poznałem osobiście mistrza parę lat temu, a od kilku miesięcy dzięki kobiecie, która nie jest artystką - Elżbiecie Smorawińskiej - mam okazję spotykać Krzysztofa Pendereckiego dość często czy to w Poznaniu, czy Krakowie.
Penderecki nigdy nie stronił od Poznania. Przez osiem lat pisał muzykę do spektakli w "Marcinku", tutaj dyrygował orkiestrą "Sinfonia Varsovia". W Poznaniu odbyła się polska prapremiera "Czarnej maski", z którą Teatr Wielki im. Stanisława Moniuszki objechał świat. Również w naszym mieście Telewizja Polska zarejestrowała "Siedem bram Jerozolimy", monumentalne dzieło, na zrealizowanie którego niewiele miast może sobie pozwolić. Dzięki uporowi Elżbiety Smorawińskiej nie tylko wysłuchaliśmy tego pięknego dzieła. Dochód został podzielony między farę, Stowarzyszenie Naukowe "Lepiej Słyszeć" i Stowarzyszenie Opieki Paliatywnej. Smorawińska nie byłaby sobą, gdyby nie wykorzystała premiery "Diabłów z Loudun" i obecności kompozytora w Poznaniu dla celów charytatywnych. Wraz z dyrektorem Sławomirem Pietrasem i dr. hab. Franciszkiem Rajewskim, wsparci przez Kolegium Rektorów Szkół Wyższych Miasta Poznania, przedstawieniu poprzedzającemu premierę,