O "Horsztyńskim" Juliusza Słowackiego
Salomea: Z rozstrojonej harfy wychodziły takie dzikie tony, że nie mogłam dokończyć. Szczęsny: I rozpłakałaś się może pani, że harfa tak dziko grała... "Piosenki świata zaczynają się od fałszywych akordów - a kończą się gwałtownym zerwaniem strun - stłuczeniem harfy". To pierwsze zdanie, które zapisuje w "Horsztyńskim" Słowacki. To pierwsze zdanie, które wypowiada Szczęsny w dramacie. Ta początkowa fraza brzmi jak odautorski komentarz, motto - zbyt gładka i poetycka, by stać się impulsem do scenicznego dialogu. Tkwi tam jak klucz podsuwany przez autora w pierwszej linijce tekstu. "Horsztyński" to dramat niedokończony, pełen braków, luk, miejsc pustych. Ta jego niekompletność wydaje mi się paradoksalnie najbardziej fascynująca. Nie dlatego, bym chciała te miejsca wypełniać. Przeciwnie. Jego niedoskonałość jest być może najbardziej odpowiednią formą opowieści o Szczęsnym. A raczej: opowieści Szczęsnego. Czy można bowiem wystwia