"Mewa" Antoniego Czechowa w reż. Wojciecha Farugi w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Alicja Cembrowska w Teatrze dla Was.
Nina, jedna z bohaterek "Mewy" w reżyserii Wojciecha Farugi, mówi, że byłaby w stanie zrobić wszystko, znieść każde upokorzenie, by być sławną jak jedna z aktorek, których wizerunki wiesza na ścianie. Brzmi to znajomo w czasach, gdy media społecznościowe pozwalają nam na oglądanie "cudownych żyć celebrytów", a pomijają te mniej cukierkowe aspekty, gdy dążenie do spełnienia marzeń przysłania sam cel. Reżyser trochę po omacku szuka kontekstów, chce dekonstruować kulturowe kody, stwarzać nowe formy teatralne, a w konsekwencji - tak jak bohaterowie "Mewy" - krąży, krąży i... trochę - przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie - gubi się w tych poszukiwaniach. Na jednopłaszczyznowej przestrzeni spotykają się artyści u kresu swojej drogi, ci, którzy stawiają dopiero pierwsze kroki, zgubili inspirację lub zwyczajnie nigdy jej nie mieli. Może zabrakło im odwagi, talentu, szczęścia. Po drugiej stronie stoi ubogi nauczyciel (Oskar Stoczyński),