"Trzy siostry" Antoniego Czechowa w reż. Jacka Orłowskiego w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Pisze Małgorzata Karbowiak w e-kalejdoskopie.pl.
Zaczyna się "z rosyjska": bałałajki, bliny, samowary, ale potem jest już świat w nieskończoności. Gdy zatem wiadomo, kto jest kim i dla kogo, parawany symbolicznie oddzielają to, co historyczne, od tego, co dziś i jutro - choć wciąż to ten sam, traktowany z szacunkiem Czechow. Pusta scena bez rampy w drugiej części nabiera wymiaru kosmosu, dramaty rodzeństwa Prozorow stają się ponadczasowe, choć pożar miasta sytuuje je w określonej przestrzeni politycznej (nadchodzi czas burzący stary świat). Wszyscy doświadczają tego samego: jeśli zawodzi życie, o czym mówi Andrzej, to się to powtarza w rozlicznych konfiguracjach. I muszą paść pytania: po co żyć, po co cierpieć, co mocno wybrzmiewa w finale. Jacek Orłowski, filozof i reżyser, udowadnia Czechowem, że istotą człowieczeństwa jest uwikłanie. Świadome lub nieuświadomione dążenie do samozniszczenia, wystawianie się na cierpienie. Zło wynika z cynizmu albo głupoty. Nie wchodząc w niuanse poli