Dramat Bojczewa nie jest arcydziełem, a metafora wyczekanego pociągu, który ma zabrać w mityczne "lepsze życie" nie jest odkrywcza - o "Orkiestrze Titanic" w reż. Krystyny Meissner we Wrocławskim Teatrze Współczesnym pisze Marta Bryś z Nowej Siły Krytycznej.
Wydawałoby się, że odważne decyzje Krystyny Meissner jako dyrektora artystycznego Wrocławskiego Teatru Współczesnego są gwarancją podobnej postawy jako reżysera spektaklu. Jednak oglądając jej najnowszą premierę, można odnieść wrażenie, że jest dokładnie odwrotnie. Od zapraszanych przez siebie twórców wymaga bardzo wiele, podczas gdy jej spektakl jest przegadany i banalny. Dramat Bojczewa nie jest arcydziełem, a metafora wyczekanego pociągu, który ma zabrać w mityczne "lepsze życie" nie jest odkrywcza. Tym bardziej wymaga ona inscenizacyjnej sprawności i kreatywności reżysera, by nie utknąć w małym realizmie. Niestety, Meissner wpadła w tę pułapkę, skutkiem czego stworzyła historyjkę o czterech wiecznie pijanych mieszkańcach zapadłej wsi, których jedynym zajęciem jest wyczekiwanie pociągu. Od rana do wieczora trenują odpowiednie ustawienie przy torach tak, by zmylić maszynistę i zmusić do zatrzymania na nieistniejącej stacji. Z jedn