Wojtaszek, jak sugeruje w didaskaliach Cocteau, akcję spektaklu osadza w hotelu. Miejscu kojarzącym się z tymczasowością, brakiem stałości, intensyfikującym poczucie samotności i braku bezpieczeństwa - o spektaklu "Piękny nieczuły" w reż. Edwarda Wojtaszka w Teatrze Polonia w Warszawie pisze Marta Żelazowska z Nowej Siły Krytycznej.
Pierwszy raz w teatrze dostałam kwiaty. Czerwoną różę wręczyła mi pani z obsługi widowni. Nie byłam jedyna. Kwiaty otrzymali widzowie siedzący w trzech pierwszych rzędach. Naszym zdaniem było rzucić je na scenę. Nie byliśmy jednak pewni czy po trzeciej, czy po piątej piosence, z przejęcia każdy z nas usłyszał coś innego. Czekało nas zadanie, którego prawidłowe wykonanie wpłynie na efekt wizualny, jak się okazało ostatniej sceny spektaklu. Róże rzucone na scenę otoczyły stojącą przy mikrofonie ikonę francuskiej piosenki Edith Piaf - wyglądały pięknie. Edward Wojtaszek uczynił bohaterką spektaklu "małego wróbelka" nie bez przyczyny. W 1940 roku Jean Cocteau napisał dla Edith Piaf jednoaktówkę "Le bel indifférent" (wystawianą w Polsce pod tytułami: "Mężczyzna", "Piękny i nieczuły", "Kołysanka"). Młoda i utalentowana śpiewaczka występowała w niej z ówczesnym kochankiem, aktorem Paulem Meurrisem. Przedstawienie prezentowane było w