Nie jestem teatralnym zakapiorem. Kiedy Adam Hanuszkiewicz wystawił słynną "Balladynę na motorach", widziałem w tym sens, bo tekst Słowackiego jest nierealny, trochę poza czasem. Lubię i groteskę, i popkulturę. Ale nie sytuację, gdy rechot zastępuje myśl. A tu publiczność śmieje się jak na komedii, gdy Kinga Preis (współczuję) płucze usta - Piotr Zaremba o "Sprawie Dantona" w reż. Jana Klaty pokazanej w TVP Kultura.
"Stało się sukcesem na zaskakującą skalę i przyniosło najważniejsze nagrody teatralne" - napisała "Gazeta Wyborcza" o wrocławskim przedstawieniu "Sprawy Dantona" Stanisławy Przybyszewskiej w reżyserii sławnego Jana Klaty. Obejrzałem je we wtorek dzięki TVP Kultura. Jego bohaterowie robią miny debilów. Tarzają się po scenie, rżą i macają. Danton polewa żonę wodą z wiadra, Robespierre paraduje z kwiatem w ustach. Może Klata kpi z rewolucjonistów jako bandy głupków? Ale to nie ta sztuka, a jeśli już, to mądrej kpiny powinien się uczyć od Monty Pythonów. A tu mamy kopniaki w brzuch jak w farsie i wygibasy Dantona w rytm "Children of Revolution". Obśliniony Robespierre (skąd w ogóle jego historyczna rola?) mówi językiem kompletnie sprzecznym z jego błazeńskimi minami. Wszyscy inni też. Ale Wyborcza zachwycona: "Klata umieścił akcję tekstu o szaleństwie francuskiej rewolucji w bliżej nieokreślonym "czasie pogardy". Tej pogardy, któr