Kiedy wchodzimy na widownię, scena tonie w półmroku, a z niego wyłania się tylko miejsce akcji - przeszklona weranda. Jak się za chwilę z ust aktorów dowiemy, gdzieś wysoko w górach i z przepięknym widokiem na Alpy. Przez czas dłuższy na scenie nic się dzieje i nie pada z niej żadne słowo. Od początku na scenie mamy dwie postacie: ślepego starca i jego młodego opiekuna. Potem pojawia się oczekiwana przez ślepca kobieta. Kim ona jest? O tym opowiada nam właśnie najnowszy spektakl Sceny Nowej. Ale kim ona tak naprawdę jest, tego do samego końca się nie dowiemy. Poznajemy tu tylko kilka wariantów prawdopodobnego portretu tej kobiety. Każdy z nich przez czas pewien wydaje się prawdziwy, ale już za chwilę okaże się, że jest tej kobiety absolutnym przeciwieństwem. Austriackiego dramaturga Petera Turriniego w "Alpejskich zorzach" fascynuje jeden problem. To jak zmienny w czasie i w relacji z innymi potrafi być człowiek. Jak trudno poznać go i zrozumie�
Tytuł oryginalny
Gdy prawda jest w ruchu
Źródło:
Materiał nadesłany
Głos Wielkopolski nr 302