- "Makbet" to historia o władzy i o tym jak władza zmienia człowieka. Makbet nie myśli o narodzie, tylko o sobie samym - z Władysławem Trokkijm, reżyserem, scenografem i choreografem Teatru DACH z Kijowa, rozmawia Grażyna Antoniewicz.
- Szekspirowski "Makbet" to sztuka przeklęta. Czy dotknęła pana klątwa? - Oczywiście, jedna z wiedźm omal nie umarła. - Nie wierzę. - Naprawdę była bliska śmierci. Wszyscy myśleli, że umrze. Potem wymyśliłem scenę z jadem, której nie ma w "Makbecie". Tydzień po premierze próbowano otruć Juszczenkę. - Czy jest to spektakl polityczny? - Tak. Ponieważ "Makbet" to historia o władzy i o tym jak władza zmienia człowieka. Makbet nie myśli o narodzie, tylko o sobie samym. Jest to też historia kobiety, która popycha mężczyznę do zrobienia wielkiej głupoty. Czym to się kończy wiadomo. My zrobiliśmy spektakl przeciw Janukowyczowi. Nasz Makbet to Janukowycz. "Makbet" jest krwawy, ale to, co się zdarzyło u nas, było nie krwawe, lecz mistyczne. Zebraliśmy tę brutalną energię i przenieśliśmy do teatru, pokazując, co mogło się zdarzyć. - Dlaczego zobaczymy "Prolog do Makbeta", a nie "Makbeta"? - Pomysł narodził się po obejrzeniu filmu Kurosawy