Sprawa odwołania dyrektora Teatru Wybrzeże od kilkunastu dni wywołuje duży rezonans: strony wymieniają się oficjalnymi dokumentami, powstają listy otwarte, petycje, mnożą się wypowiedzi na forach internetowych.
Głosy obu stron konfliktu: urzędników pomorskiego samorządu z jednej strony i zespołu teatralnego, zgodnie protestującego przeciw odwołaniu swego dyrektora, pokazują dość wyraźnie, że te środowiska mówią zupełnie innym językiem. Dla pierwszych liczy się dyscyplina budżetowa, dla drugich - artystyczna odwaga i bezkompromisowość. Pierwsi piętnują nieuzasadnione wydatki, drudzy - brak woli wspierania sceny, liczącej się coraz bardziej w środowisku polskiego teatru. Czy niedzielna [10 lipca] debata ludzi ze świata kultury i przedstawicieli władz samorządowych nie będzie w związku z tym przypominać międzynarodowego spotkania, na które nie dotarł tłumacz? Czy urzędnicy będą chcieli rozmawiać o walorach artystycznych spektakli? Czy artyści przełkną gorzką pigułkę debaty o finansach? Czy w ogóle możliwe jest połączenie ognia z wodą i rozmowa o obu tych sprawach jednocześnie? Tam, gdzie pieniądze stykają się ze sztuką, zawsze powstają du