Przed kilkoma miesiącami wielką furorę zrobił spektakl warszawskiego Teatru Powszechnego - "Garderobiany" Ronalda Harwooda. Rzecz wyreżyserowana przez Zygmunta {#os#871}Hübnera{/#}, ze Zbigniewem {#os#140}Zapasiewiczem{/#} w roli Wielkiego Aktora i Wojciechem {#os#1296}Pszoniakiem{/#}, który, jak wieść niesie, przyjeżdżał specjalnie z Lozanny, aby grać w teatrze na Pradze. Pielgrzymki ciągnęły do kas, teatromani próbowali dostać się na widownię to siłą, to znów sposobem. Przedstawienie znakomicie wyreżyserował Zygmunt Hübner, który skutecznie przysposobił całą jego subtelną materię psychologiczną na użytek teatru. W sztuce, w której akcja rozgrywa się w ciągu jednego dnia w tym samym miejscu, za kulisami objazdowego teatru, a biorą w niej udział właściwie dwie osoby - właśnie owo bogactwo psychologicznej prawdy stanowiło największy atut. Dwa, nakreślone cienką kreską portrety: wielkiego niegdyś aktora, dziś już tylko g
Tytuł oryginalny
Garderobiany w teatrze i kinie
Źródło:
Materiał nadesłany
Antena Nr 44