Niedawno oglądaliśmy w warszawskim Teatrze Współczesnym komedię "Kochany kłamca", której cały dialog wzięty został z prawdziwej korespondencji między Jerzym Bernardem Shawem i jego przyjaciółką, Stellą Campbell. To właśnie dla tej aktorki Shaw napisał "Pygmaliona", to pani Campbell była pierwszą Elizą Doolittle. Centralnym momentem "Kochanego kłamcy" jest pierwsze czytanie aktorce przez autora fragmentów "Pygmaliona" i - spór zawsze na ten sam temat: kto kogo zmusi do podporządkowania się, do ustępstwa, do uznania przewagi partnera, co jest najsmutniejszą formą zastępczą wyznania miłosnego. Jestem pewien, że nie dla mnie jednego nowe przedstawienie "Pygmaliona" w Państwowym Teatrze Polskim całe stało w dalekim świetle tamtych, ujawnionych na innej scenie tajemnic autora. Na sztukę patrzyłem teraz ze wzruszeniem: napisana została z tą wielkodusznością, do jakiej tylko nieliczni są zdolni. W postaci profesora Higginsa Shaw dawał
Tytuł oryginalny
Garden - party z panem Piecykiem
Źródło:
Materiał nadesłany
Świat nr 49