"Kronos" w reż. Krzysztofa Garbaczewskiego w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Karolina Obszyńska w portalu www.artpapier.com.
Nie wiedziałam, po co i czy to w ogóle jest spektakl. Nie wiem nadal, ile było w nim prawdy, na ile reżyser i aktorzy mnie oszukali, czy zawiniła technika, czy Garbaczewski nas wyśmiał. Nie rozpoznałam, czy oglądam performance, spektakl czy zwierzenia nałogowych seksoholików, melancholików, mizantropów, bawidamków. Zaletą tego przedstawienia jest jego nieprzeźroczystość. A ponieważ nie wiemy, na ile "Kronosa" wyreżyserowano, na ile zagrano, a na ile rzucono swobodnie samemu sobie (i aktorom), tym bardziej fascynuje. Początkowo nudzi, mierzi, złości. Irytuje za długa scena z użyciem multimediów, za długo trwa film, który reżyser wyświetla na metalowej kurtynie, zasłaniającej scenę. Za długo Janka Woźnicka dyskutuje ze swoim towarzyszem, za długo Pempuś grzebie metalowym narzędziem w czyimś mózgu. Wszystko to widzowie obserwują jedynie na urywanym filmie. Nie wiemy nawet, czy oglądamy zapis kilku scen nagranych wcześniej, czy dziejący się w