"West Side Story" w reż. Wojciecha Kościelniaka w Teatrze Muzycznym we Wrocławiu ocenia Magda Piekarska.
Ta ulica należy do nas - skandują Jetsy w "West Side Story" Wojciecha Kośielniaka, a mnie przed oczami staje inna scena. Jest śmigus--dyngus, siedzę w pociągu, który lada moment odjedzie w kierunku Wrocławia. Zdrętwiała ze strachu obserwuję przez okno jak z policyjnych samochodów wysypują się dziesiątki kibiców żużla. Coś skandują, ale nie słychać słów, tylko głuchy pogłos nienawiści. W panice chcę wysiadać, ale pociąg rusza. Oni nie zdążyli wsiąść, ale za chwilę inni pasażerowie spędzą podróż sterroryzowani. Kościelniakowi udało się stworzyć niezwykle aktualne przedstawienie. "West..." za sprawą scenografii, kostiumów, a nawet tanecznych kroków głęboko siedzi w latach 50., a jednak odczuwa się boleśnie, jak bardzo jest o nas - tu i teraz. Sharki i Jetsy, Portorykańczycy i Amerykanie z ubogich dzielnic, kibice Śląska i Zagłębia Lubin, Słowacy i Romowie, którzy tak bardzo się nienawidzą, nie mogą jednocześnie żyć bez si