"Irydion" w reż. Andrzeja Seweryna w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Tomasz Mościcki w Odrze.
Taki dzień się zdarza raz - głosił popularny przed laty szlagier. Tylko raz obchodzi się stulecie teatru. Decyzja, by tę wyjątkową rocznicę, wiek, który upłynął od wystawienia na nowiutkiej scenie warszawskiego Teatru Polskiego "Irydiona" Zygmunta Krasińskiego, uczcić premierą tego samego dramatu, była jedyną słuszną. 29 stycznia 1913 roku, gdy "Irydionem" inaugurowano wzniesiony świeżo Teatr Polski - ta premiera była sensacją, na trwałe zmieniła warszawski teatr; była też powiewem nowoczesności. Nieruchawe, zadowolone z siebie Rozmaitości, słynące z wielkich nazwisk aktorów, ale skutecznie opierające się jakimkolwiek reformom artystycznym, zyskały konkurenta. Teatr Polski kipiał młodością i zachwycał nowoczesnością. Awangardowe jak na ówczesne czasy środki techniczne umożliwiały tworzenie innych przedstawień, z przestrzenną i szybko zmieniającą się scenografią, zmiennym światłem - a co za tym idzie - zmieniały także aktorstwo.