"Dozorca" w reż. Piotra Cieślaka w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.
Zagracona scena przypomina ring, okalają ją nawet barierki z rurek, oklejone świecącymi kolorowo kablami. Od początku wiadomo, że toczyć się tu będzie walka na śmierć i życie. Pod podestem sceny walają się bezładnie rozrzucone zepsute maszyny do liczenia, mikroskopy, części zapasowe sprzętu domowego użytku, stosy rozmaitych wtyczek i czego tam jeszcze. Ku widzom wysunięto krzesła uformowane w rodzaj kolumn symbolizujących graciarnię. Są tu jeszcze dwa łóżka, jedno na razie zasłonięte jakąś szmatą, walają się przy nim stary zlew i mocno sfatygowana kuchenka gazowa, jest i okno z niemiłosiernie brudnymi szybami. Od góry zwisa kubeł, bo dach przecieka. Taką mniej więcej przestrzeń zaplanował Pinter - z tą jednak różnicą, że miała to być scena raczej pudełkowa, a na Scenie przy Wierzbowej Teatru Narodowego publiczność otacza aktorów z trzech stron - klaustrofobia ze sztuki Pintera musi więc zostać wytworzona mentalnie przez aktorów, bo