Józefa Fryźlewicza, mi mo, że na co dzień mieszka w Warszawie stale nurtują sprawy, nowotarskie.
- Jako dziecko miałem zwierzęcą chęć, tęsknotę, by wsiąść w samochód czy pociąg i wyjechać w świat. Teraz cięgle myślę, żeby jak najczęściej wracać do Nowego Targu - tłumaczy Józef Fryżlewicz, aktor scen warszawskich. Ma już przeszło siedemdziesiąt lat. Gdy tylko pojawia się w Nowym Targu, codziennie odbywa długi spacer, przygląda się, obserwuje. Również ludzi. I nie ukrywa swego zafascynowania miejscem urodzenia. Lubi mówić dużo i na różne tematy, rozmowa, choć odbiega momentami w kierunku polityki czy teatru, wciąż wraca na rodzinne podwórko. - Takich ludzi jak tu, nie ma nigdzie - przyznaje. I jako najważniejsze postacie wymienia Marię Pyzowską, swoją sąsiadkę, poetę Romana Oleksego oraz młodego dramaturga, Romana Szewczyka. Ta pierwsza - jak tłumaczy Fryżlewicz - potrafi mówić o przyrodzie niczym Adam Wajrak z "Gazety Wyborczej". Aktor może z nią godzinami rozmawiać o wydawałoby się prozaicznych historiach, jakie