Z upiornego tematu o seryjnym mordercy powstał delikatny, ubrany w dystansujący cudzysłów fresk o kobietach - o "Sinobrodym - nadziei kobiet" w reż. Grzegorza Kempinsky'ego w Teatrze Śląskim w Katowicach pisze Aneta Głowacka z Nowej Siły Krytycznej.
Oparty na staroniemieckim micie o Sinobrodym dramat Dei Loher już kilkakrotnie pojawił się na deskach polskich teatrów. W przeciwieństwie jednak do "Niewiny" czy "Przypadku Klary", nie odniósł większego sukcesu. W recenzjach spektakli częściej pisano o zawartości i strukturze dramatu aniżeli o pomyśle inscenizacyjnym, zwykle sprowadzonym do sztafażu realistyczno-obyczajowego. Oczywiście nie trudno znaleźć usprawiedliwienie dla takich rozwiązań scenograficznych, skoro niemiecka dramatopisarka na poły baśniową, na poły upiorną historię o mordercy kobiet przeniosła w czasy współczesne, a Sinobrodego ubrała w skórę Henryka, niepozornego sprzedawcę damskich butów. Spektakl w reżyserii Grzegorza Kempinsky'ego niewiele ma wspólnego z obyczajowym realizmem, którego reżyser pilnie się wystrzega. W ascetycznej, matematycznie skrojonej przestrzeni pojawiają się jedynie bryły sześcianów, które zastępują ogrodową ławkę, knajpiany barek albo kuchenn