OCZYWIŚCIE mowa o "Zemście" . Wystawił ją Teatr Narodowy w reżyserii Ewy Bonackiej, w dekoracjach i z kostiumami Władysława Daszewskiego, w doborowej obsadzie aktorskiej, do której powołano nawet dwie osoby spoza zespołu teatru Teatru. Świadczy to o staraniach, by przedstawienie weszło do dobrej tradycji wystawień "Zemsty".
Nie łatwo jest dobrze wystawić "Zemstę" Polakom. Publiczność zna sztukę na pamięć. Na premierze co chwila ktoś na głos podpowiadał z sali aktorom, kiedy ci robili interpretacyjne pauzy. Nie uszła uwagi żadna sypka, a już przejęzyczenie Tadeusza Bartosika w słynnym zdaniu "krokodyla daj mi luby" wywołało prawdziwą sensację na widowni, gromkie szmery i szepty. Wierność dzisiejszej publiczności teatralnej wobec niezrównanego starego mistrza komedii jest wzruszająca. Publiczność zresztą idąc dziś na Fredrę także liczy głównie na wzruszenie, i na dobrą zabawę; liczy na zabawę, która obudzi sentyment. Nie szkodzi, że w "Zemście" na przykład występuje cała galeria obrzydliwych typów, nie ma tam ni jednego "sprawiedliwego", a wszystko razem odnosi się do najsmutniejszych czasów, które zrodziły egzystujące do dzisiaj najgorsze cechy polskiego charakteru narodowego. Zmieniło się społeczeństwo; pokrzyżowały się genealogie; praprawnukowie Ra