Nie tylko Fredrowski lichwiarz Łatka ma kłopot z tytułowym dożywociem. Widzowie Polskiego mają go z "Dożywociem" wystawionym na inaugurację nowej dyrektury przez Andrzeja Łapickiego. Dlaczego? Proszę bardzo, opiszę to (bez złych intencji, zwłaszcza że uczuć gorętszych niż pospolita nuda nie doświadczyłam). Trzecie przedstawienie. Teatr prawie pełen. Mija kwadrans, w dialogu pojawiają się często gęsto znane i ulubione cytaty. Nikt się nie śmieje. Potem trochę, gdy pojawia się Wiesław Gołas w epizodzie oberżysty i z oczami w słup opowiada o balonie i "wysokości... kości... ości..." Potem jeszcze bardziej - dwukrotnie - na widok Twardosza w wykonaniu Ignacego Gogolewskiego, ponurej sztywnej, czarno-białej figury raczej jak z "Doktora Caligari", ekranizacji Dickensa czy filmu o wampirach, niż z Fredry. Choć nic nie mówi, tylko kiwa palcem gadatliwemu Łatce, i tak robi się z tego scena targu w stu procentach godna aplauzu, kt
Tytuł oryginalny
Fredro wielkim był
Źródło:
Materiał nadesłany
Sztandar Młodych nr 259