"Nowy Don Kiszot" w reż. Natalii Kozłowskiej Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Jakub Niżniowski w Teatrakcjach.
Fredro nieustannie frapuje artystów polskiego teatru. I to dosłownie, bowiem "Nowy Don Kiszot" jest już drugą jego komedią w repertuarze Teatru Polskiego. Niestety, przedstawienie Natalii Kozłowskiej nie odkrywa żadnych nowych możliwości interpretacji Fredry na scenie. Jest raczej składanką różnych pomysłów, której brak jakiejkolwiek spójności. Młoda reżyserka, która niespełna rok temu ukończyła Akademię Teatralną, już na początku swojej drogi artystycznej stanęła przed nie lada wyzwaniem: jak na scenie pudełkowej, w teatrze widza, którego nie można nazwać młodym, zbuntowanym ani poszukującym, wystawić wierszowanego "Nowego Don Kiszota", który w dodatku nie należy do najpopularniejszych (ani najlepszych) komedii Fredry. Trudno jednak powiedzieć, czy należy Kozłowską podziwiać, współczuć jej, czy też może zganić ją za to, że podjęła rękawicę. Ci, którzy widzieli jej obiecujący spektakl dyplomowy - operę "Dydona i Eneasz" Henr