"Zemsta" w reż. Weroniki Szczawińskiej w Teatrze im. Szaniawskiego w Wałbrzychu. Pisze Jacek Sieradzki w Odrze.
Wiedziałem, że kres się zbliża. Wiedziałem od dawna. Co najmniej od czterech lat. Zimą roku 2005 Losy rzuciły mnie do miasta Elbląg, gdzie w miejscowym Teatrze Dramatycznym, jak w wielu podobnych placówkach, grano "Zemstę". Tego dnia zagrano ją wieczorem - a nie, jak zazwyczaj, na seansach przedpołudniowych, przeznaczonych tylko dla szkół. Sala teatru, zbudowana w czasach gierkowskiego optymizmu, jest dość spora. Wypełnili ją tego dnia nie tylko elblążanie, ale i przybysze zwiezieni autokarami z innych zakątków regionu. W większości dorośli, Lecz było na sali parę grup dzielnej młodzieży, co do której wolno było żywić podejrzenie, że może ona typowymi dla siebie swawolami zakłócić przebieg przedstawienia. Otóż nie zakłóciła. I w ogóle nic nie zmąciło scenicznego widowiska przebiegającego w przejmującej, drętwej ciszy. Poniekąd grobowej. Widownia elbląskiej "Zemsty" śledziła przedstawienie tak, jak ogląda się na międzynarodowych