Dziś z okazji 60. urodzin Teatru Telewizji potrójna Fredrowska premiera. Jan Englert, Jerzy Stuhr, Mikołaj Grabowski wystawią trzy jednoaktówki. Na żywo.
Rozmowa z Mikołajem Grabowskim.
Małgorzata I. Niemczyńska: Cała ta sprawa to dosyć seksowny temat. Mikołaj Grabowski: Bardzo! - Erotyczne podteksty u Fredry, podniecenie związane z grą na żywo i trzy spektakle naraz. Rywalizacja? - Na pewno. Trzy jednoaktówki, każda wyreżyserowana przez kogoś innego i każda grana przez znakomitych aktorów. Nie unikniemy porównań. Ale każdy z reżyserów i aktorów chce po prostu opowiedzieć swoją historię możliwie najlepiej. Patrzę więc na to, co się dzieje w mojej jednoaktówce, i jestem zadowolony, jeśli docieramy do jakiegoś sedna. Do sedna Fredry. - A po co nam dziś ten Fredro? - Zakodowaliśmy sobie Fredrę jako nieszkodliwego idiotę, co to nam wytyka wady, pokazuje jakieś typowe postacie, różne ciemne typki, albo osoby mające jedną cechę - pieniaczy czy milczków. Zaglądamy do Fredry jak do starego sztambucha, co sprawia, że nie odczytujemy go na nowo. A on nie był wcale taki głupi, nie rozpatrywał świata w kategoriach płaskiej kome