WYBACZĄ mi czytelnicy, że zaczynam od analizy komedyjności sztuki, a nie od jej treści. Trudno. Aleksander Fredro w sprawach światopoglądowych poszedł nie o wiele dalej niż pan Ignacy, domownik i krewny Jenialkiewicza, uosabiający praktyczny rozum dobrego ziemianina... Inna rzecz, że Fredro realista stworzył postaci żywe, pełnokrwiste, a język jego iskrzy się całą gamą barw tęczy. Boy-Żeleński pisząc o "Wielkim człowieku do małych interesów" powiedział, że Fredro "chciał nam pokazać jednego głupca, a pokazał całe ich gniazdo, całą kolekcję: młodych, starych, w sile wieku, durniów pieszych i konnych, zamożnych i gołych". I rzeczywiście. Patrzymy na nich jak na ubożuchnych duchowo i moralnie pasożytów, zajętych sprawami dobrej partii małżeńskiej, lub też durniów i chytrusów, marzących o "piastowaniu" urzędu dyrektorskiego. Czy wobec tego śmiech nasz jest taki sam jak za czasów Fredry? Chyba nie. Inaczej
Tytuł oryginalny
Fredro grany z tłumikiem
Źródło:
Materiał nadesłany
Żołnierz Wolności nr 97