WIDZ, który stara się zobaczyć każdą kolejną premierę Teatru na Woli z pewnością dostrzegł to dość zabawne podobieństwo początku: wchodzi na salę, siada, spogląda na scenę, a tamm - śpią. W "Ulicach sytych" spali na szpitalnych łóżkach, w "Do piachu" - w leśnym obozie partyzanckim, śpią też czekając na rozpoczęcie "Dam i huzarów". Jest to z pewnością przypadek, ale na upartego można byłoby dojść do wniosku, że właśnie nie - że to świadomy, przemyślany wynik tzw. "polityki repertuarowej", a nawet wyciągnąć z tego faktu daleko idące wnioski. Nie byłyby one dla wolskiego teatru pochlebne. Swą ostatnią premierę - "Damy i huzary" Aleksandra Fredry - w anonsach prasowych reklamuje ów teatr jako widowisko barwne i rozśpiewane. No i niby jest to prawda, tylko - te barwy jakieś takie nie fredrowskie, a rozśpiewanie ...lepiej, żeby go w ogóle nie było. Ale po kolei. Zaczyna się więc od tego, że ktoś śpi. Na scenie, ocz
Tytuł oryginalny
Fredro a la Wróbel
Źródło:
Materiał nadesłany
Nasza Trybuna nr 9