"Freddie reż. Irmina Kant" w reż. Agaty Puszcz w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Bartłomiej Miernik na swoim blogu "miernikTeatru".
Na Scenie Malarnia warszawskiego Teatru Studio dominuje estetyka camp: różowe łabądki, błyskotki, pióra, podświetlona wanna, w niej dwóch mężczyzn. Trzeci na leżance, a przy stole zastawionym butelkami po whisky siedzi młoda dziewczyna. Za chwilę aktor grający Freddiego Mercury wpadnie w potoczysty monolog chorego melancholika. Ktoś go pocieszy, zespół zagra dwa kawałki Queen. Takim dość jednostajnym rytmem potoczy się ten spektakl. Ale tylko do połowy. Następuje pęknięcie, zmiana. Zza stolika reżyserskiego na środek sceny wkracza pani reżyserka (grająca ją Irena Sierakowska sama zada widzom pytanie, czy zwracać się do niej reżyser, czy reżyserka). No i zaczyna się ta lepsza część przedstawienia. Pyszna groteska na nowoczesnych reżyserów, wizjonerów teatralnych. Oto uczestniczymy w próbie do spektaklu, celowo przeprowadzanej w obecności widzów. Irmina Kant - pretensjonalna reżyserka (w tej roli naprawdę znakomita Sierakowska) oblewa akto