"Frankenstein" w reż. Wojciecha Kościelniaka w Teatrze Muzycznym we Wrocławiu. Pisze Krzysztof Kucharski w Polsce Gazecie Wrocławskiej.
Wojtek Kościelniak to scenarzysta w najróżniejszych gatunkach literackich szukający inspiracji. Raz z większym, raz z mniejszym powodzeniem, ale częściej z większym. Teraz wpadła mu w ręce, a potem porwała wyobraźnię straszna książeczka Marii Shelley "Frankenstein, czyli nowoczesny Prometeusz". Choć gatunkowo i stylistycznie przypomina to trochę literaturę grozy, to jednak scenarzysta Kościelniak napisał tę historię po swojemu, na dodatek z dystansem i poczuciem humoru. Reżyser Kościelniak poszedł tym samym tropem i bawi nas zaskakującymi pomysłami, tak też prowadzi aktorów. Na końcu publiczność mocno bije brawa i wychodzi z sali konferencyjnej, w której grany jest "Frankenstein", zadowolona. Ja też wyszedłem zadowolony, ale paru rzeczy nie mogłem zrozumieć... Na przykład dlaczego autorzy choreografii Beata Owczarek i Janusz Skubaczkowski do spółki z reżyserem ośmieszają balet i każą mu tańczyć nierówno we wszystkich zbiorowych sc