Pewien obdarzony inicjatywą, a niespokojny duchem warszawianin, o brzmiącym z niemiecka nazwisku, wyemigrował w końcu XIX-wieku z rodzinnego miasta, by w dalekiej Italii szukać lepszego losu. Zatrzymał się w Genui i tam poświęcił karierze bankowej. Kiedy już jako tako obrósł w piórka i postanowił ustatkować się - co wówczas było równoznaczne z żeniaczką, wybrał się do Krakowa, by w centrum narodowej tradycji szukać kandydatki do ołtarza. Ciągnęło go do tej porzuconej ojczyzny tak silnie, że okazał się nieczuły na powaby ognistych Włoszek i niczym Mickiewiczowski budrys zapragnął "Laszki". A w dodatku spod samego Wawelu. Młoda para - bowiem nasz bohater, co zamyślił to i zdziałał - wróciła do Genui w towarzystwie polskiej gosposi, która miała być dodatkowym łącznikiem między "dawnymi a nowymi laty", czyli Polską a Włochami. Kiedy zaś okazało się, że rodzina ma się powiększyć, młode małżeństwo znów opuściło Genuę,
Źródło:
Materiał nadesłany
Express Wieczorny nr 87