Nie sztuka grać swoim nazwiskiem, ale sztuka odegrać dobrą rolę. I to się w Olsztynie udało - o "Wesołych kumoszkach z Windsoru" w reż. Siergieja Korniuszczenki w Teatrze im. Jaracza w Olsztynie pisze Ada Romanowska z Nowej Siły Krytycznej.
Co dwie głowy, to nie jedna - tak w jednym zdaniu można streścić "Wesołe kumoszki z Windsoru" - najnowszą propozycję olsztyńskiego Teatru im. Jaracza. I na te dwie głowy nadział się bohater - rubaszny szlachcic sir John Falstaff. Zachciało mu się ciągnąć dwie sroki za ogon. Zachciało mu się poderwać dwie kobiety naraz - Alicję Ford i Małgorzatę Page. Panie są jednak przyjaciółkami, więc zalotnik wpada w swoje sidła. Chciał sobie pochędożyć, ale życie jest brutalne, więc łatwo oberwać po tyłku. Oto dłuższy skrót historii rodem z przełomu XVI i XVII wieku. Sir John to też "Tulipan" tamtych czasów. Prowadzi intrygi tylko po to, wygodnie żyć - chce mieć dużo jedzenia, dużo pieniędzy i dużo seksu. W dzisiejszych czasach takich Falstaffów można znaleźć na pęczki. Reżyser jednak nie uwspółcześnia dramatu. Olsztyński Szekspir wystawiany jest po bożemu. Są historyczne stroje, są miecze, zbroje, habity - Szekspir jak się patrzy