"Chór sportowy" w reż. Krzysztofa Garbaczewskiego, Teatr im. Jana Kochanowskiego w Opolu. Pisze Anna Herbut w Didaskaliach-Gazecie Teatralnej.
Biała, niemal pusta, sterylna przestrzeń. Na ścianach malarni kafelki, podłoga z białych płyt. Cztery czarne taborety. Z prawej strony wysoka metalowa siatka. Po lewej, w głębi podobna, ale mniejsza siatka odgradzająca boczne wejście. Wariacja na boisko z dwiema bramkami. Poza tak ustalonymi ramami właściwego miejsca gry rozciągają się: pusty placyk z szerokimi schodami, pomieszczenie Filozofa-komentatora, wydłużona antresola z opadającymi wąskimi schodkami. Gdy widzowie zajmują miejsca na widowni, aktorzy jeszcze się rozglądają, kończą swoje rozgrzewki, rozmawiają. Nagle, bez żadnego wyraźnego sygnału, rozpoczyna się spektakl - gładko wchodzimy w rzeczywistość "Chóru sportowego". Czterech anonimowych mężczyzn. Nie mają imion ani swoich historii. Dwóch w dresie - 1 (Norbert Kaczorowski) i 2 (Przemysław Czernik), trzeci - 3 (Mirosław Bednarek) w sztruksowej marynarce, czwarty i zarazem najstarszy - 4 (Waldemar Kotas) w opiętym swetrze. Ci pozo