W teatrze, wbrew pozorom, zawsze coś się dzieje, zawsze mamy rodzaj wiosny i nie ma sezonu, by się jakiś "zwrot" nie zdarzył. Na przykład w ostatnich latach zwrot choreograficzny, zwrot postoperowy i zwrot antyklerykalny, a to są tylko przykłady. Nagle pozornie odmienni artyści idą jakby do hurtowni, skąd wynoszą wspólny towar, którym obskakują sezon, a ty to podziwiasz po zakątkach kraju - nowe odcinki jednego serialu - pisze Maciej Stroiński w Przekroju.
Ta synchronizacja twórcza przypomina choreo gołębi, kiedy rzucić im okruchy: gdzie wyląduje zeschnięty chleb z darów, tam przenosi się impreza. Można to nazwać modą, grupą, odruchem albo duchem czasu. Piszę to bez żalu i bez zaskoczenia, bo - jak twierdzą "Anioły w Ameryce" - "że wyobraźnia ma wąskie granice, dowiesz się na kolejnej imprezie przebieranej. Wejdziesz i zobaczysz, że wszystko już było". Hasłem do nowego zwrotu w sztuce teatralnej jest królestwo roślin. Plants rule. Wegetarianie, zacznijcie się martwić, bo i was niedługo dotknie "wasza wina, wasza wina!" - i nie mam pojęcia, co będzie wypadało zjadać, może pozostanie wybrać z menu energię słoneczną albo inną "odnawialną", albo podżerać w nocy, gdy Allah nie widzi. "Dusza wasza niejedno jeszcze przejdzie pranie, nim nad śnieg bielszą się stanie" (Strindberg, Do Damaszku). Klaudia Hartung-Wójciak, młoda reżyserka, jest papierkiem lakmusowym tego, co teraz przoduje w naszym